Najbardziej ryzykowne profesje: zamachy na prezydentów USA i polski wątek
Pierwszym prezydentem Ameryki, który stracił życie wskutek zamachu, był Abraham Lincoln, świeży zwycięzca wojny secesyjnej, najpopularniejszy obok Jerzego Waszyngtona prezydent USA. 14 kwietnia 1865 roku, kilka dni po kapitulacji Południa, pojawił się na spektaklu w Ford’s Theater w John Wilkes Booth, aktor, zwolennik Południa wierzący, że swoim czynem odmieni fakty dokonane, strzelił Lincolnowi w tył głowy, po czym uciekł z miejsca zdarzenia. Kilka tygodni później został przydybany i zastrzelony w Wirginii. Spośród ośmiu innych osób zamieszanych w spisek czterech skończyło na szubienicy.
Zamachy na prezydentów USA. Na liście pojawia się polski wątek Kilkanaście lat później, 2 lipca 1881 roku, prezydent James Garfield został postrzelony na dworcu kolejowym w Waszyngtonie. Zmarł kilka miesięcy później nie tyle wskutek odniesionych ran, co niezbornych interwencji lekarskich. Zamachowcem był prawnik i teolog Charles Guiteau, rozczarowany dawny zwolennik Garfielda, wściekły za to, że nie otrzymał intratnego stanowiska w prezydenckiej administracji. Powieszono go niespełna rok później.
W 1901 roku pojawia się na tej liście polski wątek. We wrześniu w Buffalo niedawno wybrany na drugą kadencję prezydent William McKinley pojawił się na Wystawie Panamerykańskiej i to właśnie tam 6 września sięgnęła go kula Leona Czolgosza, młodego anarchisty polskiego pochodzenia. McKinley zmarł od odniesionych ran kilka dni później, a Czolgosz skończył na krześle elektrycznym.
Ostatnim prezydentem Ameryki, który zginął z rąk , był John F. Kennedy, popularny JFK. Zastrzelił go 24-letni sympatyk bloku radzieckiego Lee Harvey Oswald w listopadzie 1963 roku w Dallas, kiedy prezydent przejeżdżał w defiladzie w odkrytej limuzynie. Morderca prezydenta później sam zginął na oczach milionów telewidzów na posterunku policji w Dallas z rąk gangstera Jacka Ruby’ego. Pięć lat później wiele wskazywało, że prezydentem może zostać brat zamordowanego JFK, nowojorski senator Robert F. Kennedy.
Nocą w Los Angeles, gdy wygrał prawybory wśród kalifornijskich Demokratów, zginął w hotelu Ambassador z rąk Sirhana Bishary Sirhana, Palestyńczyka, 6 czerwca 1968 roku. Przyczyną miało być opowiedzenie się Roberta Kennedy’ego po stronie Izraela w wojnie sześciodniowej, która wybuchła rok wcześniej. Zabójca wciąż przebywa w kalifornijskim więzieniu, kilkanaście wniosków o zwolnienie warunkowe nie spotkało się z aprobatą.
Syn Roberta F. Kennedy’ego, o tym samym imieniu, aktywista ruchu antyszczepionkowego, w zbliżających się wyborach prezydenckich startuje jako kandydat niezależny. Próby zamachów na prezydentów USA. Roosevelt cudem uniknął śmierci Nie ma się co dziwić, że wszystkim amerykańskim prezydentom obecnie przyznaje się dożywotnią ochronę.
Jeszcze w czasach poprzedzających wielką wojnę secesyjną była próba zamachu na życie prezydenta Andrew Jacksona. Jackson 20 stycznia 1835 roku uczestniczył w pogrzebie na Kapitolu. Snajper – angielski bezrobotny malarz ścienny Richard Lawrence, strzelał dwukrotnie, ale w obu przypadkach broń się zacięła. Zamachowiec nie poniósł wówczas najsurowszych konsekwencji z racji na stan zdrowia psychicznego.
Podobne okoliczności do tych z ataku na Trumpa przeżył Theodore Roosevelt 14 października 1912 roku. Pierwszy z Rooseveltów na czele Ameryki był już wtedy po dwóch kadencjach i po przerwie zabiegał ponownie o ten wybór, tym razem jako kandydat nowo powstałej Partii Postępowej. Został postrzelony przez baru Johna Schranka, gdy udawał się na wystąpienie na wiecu w Milwaukee. Roosevelt utrzymywał później, że złożony plik pięćdziesięciostronicowego przemówienia spowolnił kulę i uratował mu życie, chociaż pocisk tkwił w jego ciele już do końca życia.
Mimo tego zdarzenia Roosevelt ostatecznie wygłosił wówczas swoje przemówienie. Ofiarą zamachų miał również stać się słynny Franklin Delano Roosevelt. 14 lutego 1933 roku po przemówieniu, kiedy był już prezydentem-elektem, niejaki Giuseppe Zangara, murarz, strzelał do niego w Miami. Nie trafił Roosevelta, ale zabił Antona Cermaka, ówczesnego burmistrza Chicago. Zginął na krześle elektrycznym.
Po śmierci Roosevelta z przyczyn naturalnych wiele lat później władzę objął Harry Truman. Do niego z kolei strzelało 1 listopada 1950 roku dwóch portorykańskich nacjonalistów Griselio Torresola i Oscar Collazo. Gorzej się to skończyło dla George’a Wallace’a, gubernatora Alabamy, zwolennika segregacjonizmu rasowego, który w już trzeci raz ubiegał się o najwyższy urząd w kraju.
Po wiecu kampanijnym 15 maja 1972 roku pod Waszyngtonem został trafiony przez snajpera i sparaliżowany od pasa w dół. Gerald Ford był prezydentem bardzo krótko, ale i tak przeżył dwie próby zamachu na swoje życie. W 1975 roku najpierw w Sacramento udaremniono próbę Lynette Fromme powiązanej z sektą Charlesa Mansona. Kilka tygodni później Sara Jane Moore strzelała do Forda w San Francisco, ale któryś z gapiów chwycił ją wcześniej za rękę, więc spudłowała.
W 1981 roku kula sięgnęła Ronalda Reagana po przemówieniu przed stołecznym hotelem Hilton, choć dużo poważniej ranny został rzecznik prasowy Reagana James Brady. Strzelał niejaki John Hinckley, który z zakładu psychiatrycznego wyszedł dopiero w 2022 roku. Nie tak dawno, bo w 2011 roku w stronę strzelał pewien mieszkaniec Idaho Falls, Oscar Ramiro Ortega-Hernandez. Uznaje się to za próbę zabójstwa Baracka Obamy, mimo że prezydenta nie było wtedy w Białym Domu.