Prezes PAH apeluje o kontynuację zbiórki i udzielanie pomocy poszkodowanym po powodzi
Jesteśmy na początku usuwania skutków powodzi. Problemy wszelkiego rodzaju związane z odbudową dopiero nadejdą. Każda zbiórka społeczna i obecność wolontariuszy na miejscu jeszcze długo będą bardzo potrzebne – powiedział PAP prezes Polskiej Akcji Humanitarnej Maciej Bagiński.
Fot. @majkibets / X
PAP: Wrócił pan z terenów popowodziowych. Jak tam teraz jest?
Maciej Bagiński, prezes Polskiej Akcji Humanitarnej: Odniosłem wrażenie, że gorzej niż było po samej powodzi. Woda opadła, ale smutek dzisiaj jest o wiele większy. I on narasta. Ludziom opadła adrenalina, teraz jest smutek i lęk o to, co dalej. A jednocześnie życie się toczy – trwa sprzątanie, pomagają żołnierze, działają służby. To nie zmienia jednak faktu, że jest tam bardzo przygnębiająco. I zimno. Chociaż dzieki temu przynajmniej nie unosi się zapach gnicia.
PAP: Gdzie pan był?
M.B.: M.in. w Łądku Zdroju, Kłodzku i małej miejscowości – Żelazno. Rozmawiałem z mieszkańcami, którzy jakby nie rozumieli jeszcze do końca, co się stało, jakby cała ta powódź i to, co po sobie pozostawiła, a raczej to, co im zabrała – nie dochodziło do nich. Te miasteczka i wsie wyglądają niekiedy jakby były po bombardowaniu. Dziura w przestrzeni, jaką zostawiła woda, jest dojmująca. Te miejsca, w których jeszcze niedawno stały domy, posterunek policji, pomniki, a dziś ich nie ma – to widok abstrakcyjny. Powodował we mnie poczucie nierzeczywistości, pustka była trudna do zniesienia. A byłem tam tylko kilka dni. Ludzie musieli pozbyć się wszystkiego, co zniszczyła woda. Łóżka, materace, komody, regały, zabawki, pralki, lodówki pieńtrzą się przed budynkami zalegają przed domami i czekają na wywiezienie. Jadąc ulicami wzdłuż tych podwórek, czułem, jakbym przejeżdżał komuś przez sypialnię, pokój stołowy, kuchnię.
PAP: Co mówili panu powodzianie?
M.B.: Przede wszystkim pytają, co dalej. Sprzątają, myślą o odbudowie. Ale idzie druga katastrofa, która ma związek z tym, co dzieje się w głowach. Ludzie tam płaczą. Rozmawialiśmy z takim starszym panem, po osiemdziesiątce. Powiedział, że stracił dom i już niczego nie odbuduje, nawet jeśli dostałby te sto czy dwieście tys. zł, to jego nie będzie stać na odbudowę i nie wie, co z nim będzie. Takich dramatów jest tam mnóstwo, a organizacje pomocowe, nawet przy najbardziej szczodrych zbiórkach, nie są w stanie odbudować ludziom domów.
- PAP: To obiecuje zrobić rząd. PAH pomagała powodzianom również, m.in. w 1997 r. – po tzw. powodzi tysiąclecia. Skala katastrofy była wtedy większa, ale też inne było wtedy – m.in. pod względem możliwości finansowych – polskie państwo. Rząd Donalda Tuska składa obietnicę pełnej pomocy i odbudowy „plus”. Czy państwo jest w stanie wywiązać się z takiej deklaracji?
- M.B.: Jesteśmy na początku usuwania skutków tego kataklizmu. Problemy wszelkiego rodzaju związane z odbudową dopiero nadejdą. Nie do mnie jednak należy ocena, jak poradzi sobie z tym państwo.
PAP: Ale może pan ocenić, jak długo potrzebna będzie powodzianom pomoc organizacji humanitarnych takich jak PAH.
M.B.: Tej pomocy nigdy nie będzie za dużo. Ludzi, którym trzeba pomóc, są dziesiątki tysięcy, a idą jesień i zima. Każda zbiórka społeczna i każda obecność wolontariuszy na miejscu są i długo jeszcze będą bardzo potrzebne.
PAP: Pomocy powodzianom udzielają wszystkie największe organizacje wyspecjalizowane w takiej działalności i wiele mniejszych. Czy wasze działania są ze sobą jakoś skoordynowane?
M.B.: Każdy działa na własną rękę, ale nie przeszkadzamy sobie. I nie rywalizujemy ze sobą. Wkład każdego, jak powiedziałem, jest potrzebny. Organizacje humanitarne nie ścigają się na pieniądze, ale na czas, w których należy dotrzeć do potrzebujących, by ta pomoc była skuteczna. To obowiązuje wszędzie. Tak samo docieramy teraz do osób m.in. w Libanie, którym dostarczamy ciepłe posiłki i pakiety sanitarne dla osób wewnętrznie przemieszczonych.
PAP: Działalność humanitarna jest dzisiaj jak granie na wielu fortepianach. Jak przy takiej ilości kryzysów w różnych częściach świata walczyć o uwagę i hojność?
M.B.:
Polacy chcą i potrafią pomagać. Są szczodrzy. Tylko w ostatnich latach pokazaliśmy to podczas wojny w Ukrainie, na granicy polsko-białoruskiej, teraz w powodzi. Dzięki temu możemy działać wszędzie, gdzie zagrożone są ludzkie życie i ludzka godność. Po nagłej eskalacji wojny w Ukrainie w 2022 r. PAH rozrosła się siedmiokrotnie, takie mieliśmy możliwości działania. Polacy coraz lepiej rozumieją, że pomagać po prostu trzeba. To nie jest banał, chcę, żeby jasno wybrzmiało: człowiek ma obowiązek pomagać innym, bo jest człowiekiem. Bez względu na to, jaki ktoś ma kolor skóry, jaką wyznaje religię i jakie ma poglądy polityczne.
PAP: A można złe pomagać? W kontekście powodzi w pewnym momencie pojawiły się głosy, że pomoc przypomina miejscami pospolite ruszenie.
M.B.: Pomoc musi być skoordynowana, a czasami chyba nie była. Nie przesadzałbym jednak z krytyką. Jeśli nawet trafiło, np. za dużo zgrzewek wody, to ona prędzej czy później zostanie wypita. Generalnie takich potknięć pomocowych było tym razem mniej niż przy poprzednich powodziach, kiedy w ramach darów ludzie pozbywali się jakichś starych, zniszczonych rzeczy, robiąc sobie w szafach porządki. Poza tym przecież każdy, kto chce coś przekazać powodzianom, może skontaktować się z wybraną organizacją pozarządową lub samorządem z tamtych terenów i zapytać, jak obecnie najlepiej pomóc i komu.
- PAP: Wrócę do pytania o czas – jak długo PAH będzie działała na terenach popowodziowych?
- M.B.: Tak długo, jak będzie potrzeba. Można powiedzieć, że są trzy etapy pomocy. Pierwsza to natychmiastowa pomoc zaraz po katastrofie, kiedy chodzi o to, by dostarczyć ludziom wodę i prowiant – by mogli zjeść i przeżyć. To jest za nami, poszło bardzo sprawnie. Drugi etap to usuwanie zniszczeń i tym się teraz zajmujemy. Dostarczamy potrzebny do tego sprzęt, m.in.: osuszacze, nagrzewnice, ozonatory, agregaty prądotwórcze, sanitariaty, pralki, lodówki oraz taczki i rękawice do sprzątania. Nasi pracownicy – w sumie kilkanaście osób – są teraz tam na miejscu i pracują w porozumieniu z lokalnymi władzami, które mają zmapowane potrzeby mieszkańców. Z nimi ustalamy, co i gdzie ma trafić. Dbamy przy tym o logistykę, czyli np. by osuszacz z jednego miejsca trafił możliwie szybko do kolejnego. Potem przyjdzie czas na odbudowywanie, ale, jak powiedziałem, to potrzeba na taką skalę, że pomoc musi przede wszystkim państwo. My oczywiście też weźmiemy w tym udział, np. przy odbudowie wybranych świetlic, szkól czy przedszkoli.
Do dyspozycji mamy jednak nie miliardy zł, a w sumie kilkanaście mln zł, ze zbiórek indywidualnych i firm (tu także pomoc rzeczowa), m.in. od BP Polska, Allegro, TZMO, Toi-Toi, Credit Agricole. Wszystkie wydatki są oczywiście w pełni przejrzyste, rozliczamy się z każdej złotówki od darczyńców. Transparentność, niezależność i m.in. efektywność to podstawowe zasady naszej organizacji.
Rozmawiała Anita Karwowska (PAP) akar/ jann/ ktl/ Żródło: PAP