Działania służb białoruskich w Polsce wyjawiła „Gazeta Wyborcza”: Celem było przekazanie „propagandowego złota” dla reżimu Łukaszenki.
Zarządca Warszawy poinformował w poniedziałek 8 lipca o akcji służb specjalnych, do której doszło 2 lipca 2022 roku. Śledczy szukali bomby lub materiałów radioaktywnych w jednym z aut na warszawskim Mokotowie, następnie zabezpieczali ślady z samochodu.
Jak się później okazało, akcja miała miejsce w związku ze śledztwem prowadzonym przez mazowiecki wydział Prokuratury Krajowej i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Tajna akcja białoruskich służb w Warszawie. „Celem operacji ma być skompromitowanie dziennikarza”. Jak ujawnia „GW”, białoruskie służby nabyły dwa samochody na nazwisko niezależnego dziennikarza Ramana Protasiewicza (który ujawniał m.in., co działo się po sfałszowanych wyborach i jak służby zwalczały opozycję) po tym, jak Polska odmówiła Białorusi jego ekstradycji.
Ukraiński przedsiębiorca mieszkający na Węgrzech skontaktował się z ukraińskim biznesmenem mieszkającym w Polsce z prośbą od przyjaciela z Białorusi, byłego dyplomaty (identyfikowany jako oficer białoruskiego wywiadu). Chodziło o zakup auta dla „Białorusinów pracujących w Polsce na budowie”. Mężczyzna został dwukrotnie poproszony o zakup pojazdu na dane dziennikarza.
- „Celem operacji białoruskich służb ma być skompromitowanie dziennikarza. Samochodem kupionym na jego nazwisko można np. spowodować – rozjechać na pasach dziecko i uciec. Można też Protasiewicza upić lub odurzyć w jakimś pubie, a potem wsadzić za kierownicę i powiadomić policję. Albo wykorzystać samochód do innego przestępstwa. Każda z tych opcji to propagandowe złoto dla reżimu Łukaszenki – pozwoli pokazać dziennikarza jako alkoholika, ćpun albo drogowego bandytę” – opisuje „Wyborcza”, zaznaczając, że są to jedynie hipotezy, które wpisują się w modus operandi białoruskich i rosyjskich służb specjalnych.
Ostatecznie służby nie użyły samochodu do żadnej akcji. Protasiewicz został zatrzymany w maju 2021 roku na lotnisku w Mińsku. Dziennikarz leciał samolotem z Aten do . Maszyna przelatywała nad Białorusią i wtedy ją zatrzymano pod pretekstem bomby na pokładzie.
- Sprawa wyszła na jaw przez pomyłkę białoruskich służb Cała akcja pozostałaby tajemnicą, gdyby nie błąd białoruskiej ambasady w Wilnie. Pracownik ambasady wystawił na sprzedaż kupiony w Polsce na nazwisko Protasiewicza pojazd.
- Dowiedział się o tym litewski wywiad, więc przeprowadził zakup kontrolowany (ambasador nie wiedział, że sprzedaje auto służbom). Wywiad przeszukał pojazd, zebrał ślady i przekazał informacje polskim służbom.
- Te namierzyły ukraińskiego biznesmena, który poszedł na współpracę i o wszystkim opowiedział – w sumie zakupił dwa auta – Peugeota i Opla. Oficjalnie jeden z pojazdów wciąż należał do poprzednich właścicieli, bo białoruskie służby nie przerejestrowały samochodu na Protasiewicza.
„Dzięki temu to do byłych właścicieli przychodzi pocztą mandat, a ABW wie, że Opel jest w Warszawie” – ten sam Opel, o którego przeszukaniu informowaliśmy na początku tekstu. W czerwcu 2024 roku śledztwo w sprawie zostało zakończone.